zamknij

Google automatic translation. The Legionowo City does not accept any responsibility for the accuracy of data and information originating from the translation. In particular, the Legionowo City does not guarantee that the translation is complete, up-to-date or fit for specific purposes. The translation cannot be compared with a human translation, but may help in assessing the relevance of articles.

A A A
Logo BIP

Prace nagrodzone w Pierwszym Legionowskim Konkursie Literackim

Data dodania: 2 lipca 2004
Cofnij
Magdalena Zalewska


ocalać

Miłość ocalać może
samotny już nie sam
umarły nadal żyje
o zapomnianym się pamięta
ból nie boli
a smutek raduje

Miłość ocalać może
ocalać od zapomnienia
nawet wtedy
gdy nas już nie ma...


Miłość

Miłość...
taka dziwna
trywialna
na chwilę filuterne spojrzenia
za chwilę rumowisko uczuć
na chwilę poetyczna i piękna
za chwilę przereklamowana
na chwilę bezdenna
za chwilę ulotna
na chwilę...
za chwilę...
Trzpiotka...
Po co to wszystko?


Poszukiwana Pani M
Jak się nazywa?
Kim jest?
Niedawno tu była.
Zostawiła nam martwego człowieka.
Gdzie poszła?
Uzdrowiła kogoś i znikła.
Tego oślepiła,
a tamtemu przywróciła wzrok.
Jednego uszczęśliwiła,
a drugiego ciężko zraniła.
Komuś zawróciła w głowie,
kogoś oszukała.
Każdego na swym szlaku naznaczyła piętnem,
wielu odmieniła.
A jednak
poszukiwana Pani M,
jak Miłość.



Nina Felczak

Wszystkim, którzy chcą posłuchać...
... a zwłaszcza moim przyjaciołom

Aniele Mój

Aniele Mój
nie przeganiaj z nieba czarnych chmur
nie oddalaj nieszczęść
nie odciągaj od złego

Aniele Mój
nie pomagaj wchodzić pod górę
nie dodawaj odwagi
nie broń od złych ludzi

Aniele mój
Ty ramiona otwarte dla mnie zawsze miej
i ocieraj łzy
Ty zawsze przy mnie stój


Utulę Cię do snu
For the Prince of Elves

Utulę Cię do snu
trelem słowika
który w bzie ukryty
ukochanej kołysankę nuci

Utulę Cię do snu
srebrem księżyca
jak jedwabną kołdrą
pod którą sypiają królowie

Utulę Cię do snu
nocy spokojem
byś mógł rano
radosny, w pełni sił wstać

Utulę Cię do snu
moją miłością
by od koszmarów broniła
wspierała, gdy zabraknie Ci sił

Krzysztof Gosik

Jajko w krainie czarów


Dawno, dawno,a nie to nie było tak dawno to było godzinę temu, więc zacznę inaczej. Godzinę temu mały chłopiec Jaś – jajko dowiedział się, że idzie na pobieranie krwi.
Oczywiście przestraszył się, ale co to dla niego, przecież siostra, Czerwono – kapturkowy Wilk, pobierze mu tylko żółtko a nie krew, ale to i tak straszne. Pojechał do szpitala i poszedł korytarzem A – 1 do korytarza K – 5 i zaczął błądzić. Nagle z korytarza C – 8 zaczął go gonić mamut. Jaś zaczął uciekać krzycząc – Ratunku, żałuję, że nie jestem na twardo. Nagle wpadł do korytarza D – 3 i zobaczył w łóżku siostrę, Czerwono – kapturkowego Wilka. Usiadł w fotelu. Siostra przygotowała strzykawkę, której Jaś przyglądał się nieufnie i nagle na Jasia spadł z sufitu goryl. Jaś poturlał się po ziemi, siostra odgoniła goryla i doprowadziła Jasia do porządku. Tym razem Jaś nie trząsł się ze strachu przed mamutem albo gorylem, ale przed strzykawką. Zamknął oczy, zacisnął zęby, zapiekło go lekko i siostra Czerwono – kapturkowy Wilk powiedziała- I po wszystkim. Nagle pojawiła się dobra wróżka Baba – Jaga i w nagrodę, że Jaś – jajko był grzeczny i dzielny, zamieniła go w Czekoladową Pisankę – Jasia Jajko Niespodziankę.

Katarzyna Kuligowska

Moja ulica, dzielnica, miasto...
ORANŻADA (fragment)

Kiedy się ma pięć, czy sześć lat świat wydaje się być ogromnym nawet wtedy, kiedy mieści się na jednej małej ulicy legionowskiego Bukowca.
Na początku lat 60. ulica Handlowa była piaszczystą, szeroką drogą, z dwiema głębokimi koleinami wygniecionymi przez mocno obciążone wozy, i wyrwanym końskimi kopytami na jej środku wąwozem. Zabudowane byłyprawie całe obie strony ulicy, a stare domy wstydliwie chowały się za zbutwiałymi sztachetami płotów i przerdzewiałą siatką. Przy nich, w niekończących się piaskownicach, bawiły się gromady wiecznie zakurzonych dzieciaków. Centralnym punktem ulicy była brama, z której co chwila wyjeżdżały ciężkie wozy wypełnione beczkami lub skrzynkami z piwem. Za tą bramą, w słodko pachnących butelkach oblepionych rojami much, była prawdziwa oranżada. Dla mnie piwo kojarzyło się wtedy tylko ze świstem bata i głośno przeklinającymi woźnicami, których konie musiały rozwieźć towar z rozlewni do sklepów.
Ulica Handlowa zaczynała się sklepem „Pod balonem”, w którym panie Pietrzakowa i Knyt, sprzedawały wielkie, okrągłe bochny pachnącego chleba. Dom państwa Pietrzaków i Knytów, od kiedy pamiętam, zawsze sprawiał wrażenie bardzo starego, z tak samo starą i zniszczoną parterową przybudówką zajmowaną przez sklep spożywczy, a w której przed wojną była karczma. Podobno przed wejściem do niej wisiała atrapa balonu z gondolą, a obok był dumny szyld „Karczma Pod Balonem”. Ja pamiętam tylko sklep, sprzedawczynie, bochny i pana Pietrzaka, który kochał Piłsudskiego i miał o nim bardzo dużo starych książek.
Między sklepem a szlabanem przejazdu kolejowego, był niewielki placyk zastawiony furmankami. Powodem tego była drewniana buda, w której przy kuflu piwa, spotykali się powracający z targu okoliczni chłopi. Kilka razy przez Legionowo wiodła trasa Wyścigu Pokoju i wówczas większość mieszkańców Legionowa gromadziła się właśnie na placyku przy przejeździe. W takich momentach najważniejszą osobą i mistrzem ceremonii by? dróżnik, który pilnie śledził, kto przewodził peletonowi kolarzy. Jeżeli to byli nasi, natychmiast, zaraz za ich plecami, opuszczał szlabany. Peleton stał niecierpliwie, Polacy uciekali, a okoliczni mieszkańcy gapili się na zagranicznych cyklistów. W sytuacji, kiedy stawce przewodzili obcokrajowcy, szlabany opadały tuż przed nimi, by Polacy mieli czas nadrobić straty. Czy tak, czy inaczej, to ludziska cieszyli się, że mogą oglądać kolarzy. Opuszczony szlaban miał swoją widownię także i w innych momentach. Przez Legionowo jeździł do swojego pałacyku w Zegrzynku towarzysz Cyrankiewicz. Bardzo się niecierpliwił (i chyba także bał), kiedy jego samochód musiał się zatrzymywać w takim miejscu. Prawdopodobnie to właśnie towarzyszowi Cyrankiewiczowi Legionowo zawdzięcza wiadukt kolejowy. Póki co wiaduktu jeszcze nie było i Bukowiec od reszty miasta oddzielała szeroka i ruchliwa szosa Warszawska. Jej nawierzchnia, pozornie szara i nieciekawa, nabierała piękna w deszczowe wieczory, kiedy obmyte deszczem bazaltowo-czarne trylinki cudownie odbijały światła z nielicznych działających latarń. Na Warszawskiej szosie zaczynał się i kończył mój świat. Do Legionowa chodziło się tylko pod opieką dorosłych.